Problem możliwe, że jest błahy, ale znacząco wpłynął na moje samopoczucie i mam wrażenie, że również na psychikę. Prosiłbym o przeczytanie i poradę co dalej....
Po krótce - jestem w trakcie rozwodu.
Sytuacja klarowna, rozstaliśmy się z małżonką ponad rok temu - rozstaliśmy się w zgodzie, brak wyzwań w ramach byłego związku, nawet utrzymujemy ze sobą dobre relację i tyle.
Ale do sedna.
W maju tego roku poznałem cudowną kobietę. Tak naprawdę można powiedzieć, że od pierwszego spotkania zaiskrzyło. Kolejne spotkanie miało miejsce już kolejnego dnia - co było zarówno dla mnie jak i dla niej - nietypowe. Nie zdarzało się to wcześniej.
Od tego czasu do dziś udało nam się parę razy wyjechać, spotykaliśmy tak często jak to było możliwe - z uwagi na opiekę nad naszymi dziećmi z 'poprzednich' związków nie widywaliśmy się codziennie.
Okazywała mi ogrom uczucia - naprawdę pierwszy raz od niepamiętnych czasów czułem się szczęśliwy.
Ogrom pisania, ogrom rozmów....
To co również nas łączyło to to, że nie mamy formalnie pozamykanych spraw z przeszłości. Byłem krok przed nią, ponieważ ona jeszcze nie złożyła pozwu o rozwód. Moja była żona wiedziała, że się z nią spotykam, ponoć jej były również.
Wszystko w mojej głowie szło perfekcyjnie aż do dnia, w którym oznajmiła mi, że spotkała się z byłym, który oznajmił jej, że kogoś ma i jak to określiła poczuła o niego zazdrość.
Spytałem jej, czy w takim razie kończymy naszą znajomość - odparła kategorycznie, że nie.
Spotykaliśmy się dalej.
Od tego dnia, powoli zaczynałem wyczuwać, że sposób komunikacji, w sytuacji, kiedy się nie widzimy, uległ pogorszeniu. Czułem, że pewne odpowiedzi muszę wymuszać lub miałem wrażenie ze komunikujemy się tylko i wyłącznie dlatego, że ja tego chce.
Niemniej, gdy się widzieliśmy - łapała mnie za rękę, znowu przytulała. Jak mieliśmy możliwość sypialiśmy ze sobą - ogólnie czułem, że chce być blisko mnie. Nawet poznałem jej córkę, co w mojej głowie, jest wydarzeniem niesamowicie ważnym...
Byłem szczęśliwy, aż do kolejnego dnia po spotkaniu. Gdy się nie widzieliśmy... znowu nikła komunikacja, częsty brak odzewu - dodam, że nie byłem natarczywy - czekałem kilka, kilkanaście godzin na odpowiedź....
Któregoś dnia nie wytrzymałem i poprosiłem ją o spotkanie i wyjaśnienie co się dzieje. Oznajmiła mi, że cytując, "cholernie mnie lubi" ale to wszystko - nie obudziło się w niej żadne większe uczucie. Najlepiej gdybyśmy zachowali taką relację typu friends with benefits....
Po tej informacji, nie ukrywam byłem zły ale nie okazywałem tego - wiedziałem, ze przeszłość i wizja tego, że ktoś nowy się mógł pojawić w naszym życiu i wizja przeszłości i tego, że kwestia rozwodu z byłym urealnia się może trochę sparaliżować....
Nie naciskałem, pozostawaliśmy w kontakcie - dalej codziennie dzień dobry, dobranoc...
Któregoś dnia się spotkaliśmy i rozmawialiśmy, ze fajnie by było gdzieś wyskoczyć na weekend - bez namysłu zaproponowałem wyjazd. Dodam, że w trakcie tego spotkania znowu jej zachowanie było takie jak wczesniej, bliskość, czułość, przytulanie itd.
Wyjazd miał być za dwa tygodnie. Pierwszy tydzień wiedziałem, że ma ciężki - nie prosiłem o żadne spotkanie. Wiedziałem, że może nie mieć chęci, może być zmęczona.
Spotkaliśmy się tydzień przed wyjazdem. Znowu było mi cudownie, spacer, trzymanie się za rekę, jakieś tam pocałunki - znowu byłem szczęśliwy...
I nagle... spytałem się, czy widzimy się jeszcze przed wyjazdem - odparła, że tak, że może w środę lub w piątek u mnie, przed wyjazdem....
Spotkanie środowe można powiedzieć, że przemilczała. Jak spytałem wieczorem czy mam przyjechać - to już się z koleżanką umówiła. W piatek za to odparła, że nie może, bo pies....
Spotkaliśmy się na dworcu przed wyjazdem. Specjalnie unikałem jakichkolwie gestów, zbliżeń z mojej strony by zauważyć jak się zachowa.
Jak tylko się zobaczyliśmy - przytuliła się.....
Sam wyjazd - to samo, ciągle razem, ciągle wtuleni.....
Wracając znowu to samo pytanie - czy się widzimy w tygodniu.... Odparła, że oczywiście, że możemy tego lub tego dnia. Super, ucieszyłem się.
Nadeszły wspomniane dni - tego dnia jej się nie chce, tego dnia coś tam jej wypadło...
Zadzwoniłem i spytałem znowu wprost - co sie dzieje, i czy w ogóle planuje wykonać jakiekolwiek dalsze kroki ze mną czy beze mnie... Odparła, że beze mnie - ze nie czuje do mnie nic więcej niż to że mnie bardzo lubi. Tak naprawdę umawiając się ze mną, jak to powiedziała, czuła, że nie chce tych spotkań....
To co jedyne mieliśmy jeszcze w planie to to, ze idziemy na jakieś tam przedstawienie do teatru, które ma się odbyć za kolejne trzy tygodnie (bilety kupiliśmy 3 mce wczesniej). Postanowiliśmy, że mimo wszystko pójdziemy razem.
Od dnia rozmowy telefonicznej zerwaliśmy kontakt. Aż do przedednia przedstawienia - czy się widzimy, o której i gdzie....
Nasze spotkanie skończyło się...... u mnie. Znowu przez chwilę było cudownie - po spektaklu, spacer, wtuleni, wpatrzeni itd.... w emocjach kupiliśmy znowu bilet na kolejne przestawienie za miesiąc....
Rankiem odprowadziłem ją do taksówki - czule się pożegnaliśmy i uwaga.... Znowu brak kontaktu....
Zależy mi na niej, tylko ta cała sytuacja mnie totalnie przytłacza i nie wiem co mam robić. Non stop o niej myślę...
Pytanie czy mam jej unikać jej? unikać kontaktu? zerwać kontakt?
Czuje, że znowu jak się spytam o co chodzi to odpowie mi, że to tylko "lubię Cię"
Czy takie jej zachowanie to naprawdę zachowanie osoby, która tylko mnie lubi? Czy można aż tak różnie się zachowywać tj. z jednej strony brak kontaktu a z drugiej, jak się widzimy to wygląda to jakbyśmy świata poza sobą nie widzieli?
Z góry przepraszam, za dość chaotyczny styl pisania, ale ciężko mi przelać wszystko na 'papier'....