Witam, mam obecnie 18 lat. Skończyłem właśnie liceum i czuje się całkowicie rozbity. Nigdy wcześniej nie odczuwałem negatywnych emocji tak mocno jak teraz. Tak właściwie odkąd pamiętam byłem tym dziwnym, pośmiewiskiem dla innych. Dzieciństwa przed podstawówką niemalże nie pamiętam, a w szkole podstawowej czułem się niezwykle wyalienowany, dzieci się ze mnie śmiały, wymyślały obraźliwe ksywski, poniżały mnie psychicznie i fizycznie, a ja nie potrafiłem się sprzeciwić, po prostu wszystko przyjmowałem i nie raz wracałem do domu z płaczem i nadzieją że nigdy wiecej nie będe musiał pojawić się w tej szkole, niestety nic się nie zmieniło, następnie poszedłem do liceum, nikt już ze mnie się nie naśmiewał, ale nie potrafiłem odezwać się do nikogo, każdy kontakt z nowym człowiekiem kończył się na odpowiadaniu na pytania w sposób “tak” , “nie” i zaczerwienianiu się. Mimo to nawiązałem “relacje” koleżeńskie z 3 osobami - obecnie moge powiedzieć ze przez całe 4 lata byłem dla nich jedynie nic nie znaczącym zapełniaczem w grupie - 5 kołem u wozu, nikt z nich nie pisał ze mną w wolnym czasie ani nie proponował wyjść na osobności, natomiast oni między sobą bardzo czesto chatowali i umawiali się na wyjscia na osobności. Jedną dobrą rzeczą jaka wydarzyła się w tym okresie było nawiązanie relacji z dziewczyną z którą obecnie jestem w związku (ona do mnie jako pierwsza napisała). Liceum się skończyło, przede mną studia, a ja czuje sie najgorzej w swoim marnym życiu. Od 2 miesięcy nieskutecznie szukam pracy, ale nie jestem w stanie jej znaleźć z powodów iż naturalnie nie jest to prosta sprawa jak i to że ja sam sabotuje siebie. Mam problem aby dzwonic do pracodawców i umawiać się na spotkania na dzień próbny, natomiast gdy już się to udaje, to kończy się na kilku godzinach męki. Nawet gdy coś mi nie odpowiada, nie jestem w stanie się sprzeciwić, zgadzam się na wszystko, nie jestem w stanie rozmawiać tam z ludzmi - na wszystko reaguje podśmiechiwaniem się lub odpowiadaniem “tak” “nie” a później spanikowany, załamany uciekam po dniu próbnym do swojej strefy komfortu i staram sie tylko zapomnieć o tym czego doświadczyłem. Mam problem znaleźć prace również dlatego że mimo ze mam 18 lat, czuje sie strasznie niedojżały, nie wiem jak tak naprawdę do końca to wytłumaczyć, ale w domu czuje się jak 10-latek, a to, mam wrażenie, że przez moich rodziców. Nie mam swojego zdania w niczym w domu. Nauczono mnie ze rodzice zawsze misza miec racje. Gdy próbuje sie tlumaczyc w klotni, jestem uciszany i umniejszany słownie, gdy mowie o planach np. o jakichś podróżach czy pracy, to słysze że za dużo sobie wyobrażam i słysze śmiech (boje się opowiadać o swoich planach i ambicjach moim rodzicom - powoduje to okropny dyskomfort). Dla przykładu, majac 18 lat, mam blokade powiedziec rodzicom że chcialbym z dziewczyna isc na koncert czy pojechac do innego miasta na weekend bo wiaze sie to z pytaniami “a po co ci to” “za duzo wymyślacie” “zgubicie sie”. Imprezy urodzinowej również nie miałem tak naprawde. Moja mama naprawde postarała się i zorganizowala spotkanie dla najblizszych, ale tak naprawde to siedzieliśmy przy stole i była stypa, połowa rodziny (od strony mamy) z ktorą mam slaby kontakt, ponieważ działy się z nimi “rózne” sytuacje, nie odzywała sie, a druga strona rodziny z powodu iz nie mam zbyt zabawowej rodziny, siedziała i tak naprawde była cisza. Nie jestem osobą przepadającą za alkoholem ale nawet w swoje urodziny tradycyjnie podczas nawet wzniesienia toastu czułem sie okropnie dziecinnie i zblokowany aby wypic alkohol na pczach rodziców ponieważ czulem sie doslownie jak jakiś 10 latek. Dla jasnosci, z mamą mam poprawne relacje, mimo wszystko. Z tata natomiast neutralne, a moze i złe. Nie rozmawiamy prawie wogóle, jedyny kontakt, to taki ze przelewa mi kieszonkowe i przyjezdza po mnie gdy tego potrzebuje, i wydaje mi polecenia. Obecnie nie czuje ze na cokolwiek zasługuje, czuje sie obrzydliwym człowiekiem. Nie mam żadnych umiejetnosci społecznych, nie potrafie podjac pracy, nie mam motywacji spełniac marzeń, po prostu egzystuje. Nie mam tak naprawde obecnie znajomych. Posiadam jedynie dziewczyne ktora mnie wspiera ale nie jestem dla niej dobrym partnerem, jestem niesamowicie wrazliwy i nijaki. Ona chce spełniać marzenia, podrózowac i okazywac sobie otwarcie miłosc, ja tego nie potrafie, nie umiem pokazywac milosci, nie nauczono mnie tego (w zyciu nie widzialem jak moi rodzice sie calowali lub trzymali za reke lub chociazby powiedzili sobie kocham cie lub przepraszam….). Boje sie ze ją ranie, chcialbym aby byla ze mnie zadowolona a mimo ze jestesmy razem 2,5 roku i jest mi wierna, i jest naprawde cudowną i na te czasy wyjatkową dziewczyną, boje sie ze ją strace, przez to jaki jestem. Nie spełniam minimalnych pragnień jakie posiada wzgledem mnie. Mamy w planach wyprowadzic sie na studia w pazdzierniku, mam nadzieje ze wszystko pójdzie gładko. Nie moge sie tego momentu doczekac, chce wyswobodzić się z tej bańki w której w domu żyje. Obecnie psycholog czy psychiatra nie wchodzi w gre… (do obu juz w swoim zyciu uczęszczałem i brałem leki które sam niestety przerwałem) Co mige zrobic ahy lepiej sie poczuć w zyciu, bo obecnie czuje że to wszystko to katastrofa… Przepraszam za tak ogromne rozpisanie się, ale inaczej nie jestem w stanie tego ująć. Co robić…?