Czy można nie uznać za kompulsywnego kłamcę? Kłamie w najprostszych kwestiach, nie czerpie z tego ża
3
odpowiedzi
Czy można nie uznać za kompulsywnego kłamcę? Kłamie w najprostszych kwestiach, nie czerpie z tego żadnych korzyści, po prostu kłamie. Zastanawiałam się nad tym z czego może to wynikać. Chłopakowi z którym pisze podałam fałszywe imie (znam go od dwóch lat), nie miałam w tym żadnej korzyści, lubię swoje prawdziwe imię ale po prostu podałam mu te fałszywe. I praktycznie od zawsze tak robiłam. Kiedy ktoś mnie pytał co robie zupełnie przekręcałam prawde, kłamie w dosłownie każdej kwestii. Ktoś chce się ze mną spotkać? Wróce do domu za dwa dni, jestem w "jakies miasto". Nigdy nie kłamałam w poważnych kwestiach bo po prostu nie potrafiłam, nie wymyślałam śmierci członka rodziny czy zwierzaka aczkolwiek proste kłamstwa typu co dzisiaj jadłam na obiad albo co będę jutro robić przychodzą mi z łatwością. Jeśli chodzi o poczucie winy... W ogóle go nie mam. Nie widze problemu z tym, że ktoś myśli, że zamiast Pani X jestem Pani Y.
Pisze Pani, że drobne kłamstwa nie są problemem i nie wzbudzają poczucia winy. Jeśli tak jest, to oczywiście nie ma sensu tego tematu pogłębiać. Ale z drugiej strony, jeśli by tak było, czy pisałaby Pani tak długiego posta w tej sprawie...
Uzyskaj odpowiedzi dzięki konsultacji online
Jeśli potrzebujesz specjalistycznej porady, umów konsultację online. Otrzymasz wszystkie odpowiedzi bez wychodzenia z domu.
Pokaż specjalistów Jak to działa?
Dzień dobry, z tego co przeczytałam kłamstwa które Pani tworzy z tego jak zostały opisane nie wpisują się w definicję kompulsywnego kłamania. Chciałabym aby odpowiedziała sobie Pani na pytanie jak bardzo wierzę w rzeczywistość jaką kreuję poprzez wspomniane kłamstwa? Jeśli Pani zdaniem są one niepozorne i Pani sama nie wierzy w tą rzeczywistość jaką Pani tworzy o sobie w oczach innych to wtedy zastanowiła bym się dlaczego skłamałam? Co dało mi to kłamstwo? Co by było /co by się wydarzyło gdybym powiedziała prawdę? Jakie to by niosło za sobą konsekwencje? Pozdrawiam!
Widzę w Twoich słowach dużą potrzebę zrozumienia siebie i być może jakiegoś głębszego porządku w tym, co robisz i czujesz. To już pierwszy krok w kierunku zmiany – nie ocenić siebie, ale spróbować się sobie przyjrzeć z ciekawością, a nie z osądem.
To, że mówisz o kłamstwie nie jako o czymś, co robisz z wyrachowania, ale raczej z odruchu, bez korzyści, sugeruje, że może być to dla Ciebie mechanizm regulowania napięcia lub tworzenia pewnego rodzaju "bezpiecznej" odległości między Tobą a światem. Czasem nasze zachowania, nawet jeśli są trudne do zrozumienia, pełnią jakąś funkcję ochronną. Mogą być sposobem na uniknięcie lęku, zawstydzenia, zranienia – nawet jeśli już dawno nie jesteśmy w sytuacji, która rzeczywiście nam zagraża.
Zwracasz też uwagę na to, że nie masz poczucia winy – to niekoniecznie oznacza brak empatii czy sumienia. Może to oznaczać, że kłamstwo nie jest dla Ciebie obciążające emocjonalnie, bo pełni właśnie jakąś "normalną" funkcję w Twoim świecie. Kiedy coś staje się dla nas nawykiem, nasze ciało i umysł przestają reagować sygnałami ostrzegawczymi. Ale to też sygnał, że warto przyjrzeć się temu głębiej – nie po to, by się zmieniać na siłę, tylko żeby zrozumieć, skąd się to wzięło i co Ci to daje.
Być może to, co dziś nazywasz „kompulsywnym kłamaniem”, jest tylko zewnętrzną warstwą jakiejś większej historii – może o tym, że trudno jest być do końca sobą, że czasem łatwiej jest się ukryć niż zostać naprawdę zobaczoną. Często, kiedy jesteśmy w pełni szczerzy – nie tylko wobec innych, ale wobec siebie – towarzyszy temu duża bezbronność. I jeśli kiedyś nauczyłaś się, że ta bezbronność może być bolesna, to nic dziwnego, że wykształciłaś sposób, by ją omijać.
Jeśli kiedykolwiek poczujesz, że chcesz zrobić krok dalej i bardziej świadomie popracować nad tym, co za tym stoi – rozmowa z psychoterapeutą może być naprawdę wspierająca. Nie po to, by „naprawić” kogoś, tylko by zbudować bezpieczne miejsce, w którym nie trzeba niczego udawać, nawet jeśli się tego bardzo długo uczyło.
To, że mówisz o kłamstwie nie jako o czymś, co robisz z wyrachowania, ale raczej z odruchu, bez korzyści, sugeruje, że może być to dla Ciebie mechanizm regulowania napięcia lub tworzenia pewnego rodzaju "bezpiecznej" odległości między Tobą a światem. Czasem nasze zachowania, nawet jeśli są trudne do zrozumienia, pełnią jakąś funkcję ochronną. Mogą być sposobem na uniknięcie lęku, zawstydzenia, zranienia – nawet jeśli już dawno nie jesteśmy w sytuacji, która rzeczywiście nam zagraża.
Zwracasz też uwagę na to, że nie masz poczucia winy – to niekoniecznie oznacza brak empatii czy sumienia. Może to oznaczać, że kłamstwo nie jest dla Ciebie obciążające emocjonalnie, bo pełni właśnie jakąś "normalną" funkcję w Twoim świecie. Kiedy coś staje się dla nas nawykiem, nasze ciało i umysł przestają reagować sygnałami ostrzegawczymi. Ale to też sygnał, że warto przyjrzeć się temu głębiej – nie po to, by się zmieniać na siłę, tylko żeby zrozumieć, skąd się to wzięło i co Ci to daje.
Być może to, co dziś nazywasz „kompulsywnym kłamaniem”, jest tylko zewnętrzną warstwą jakiejś większej historii – może o tym, że trudno jest być do końca sobą, że czasem łatwiej jest się ukryć niż zostać naprawdę zobaczoną. Często, kiedy jesteśmy w pełni szczerzy – nie tylko wobec innych, ale wobec siebie – towarzyszy temu duża bezbronność. I jeśli kiedyś nauczyłaś się, że ta bezbronność może być bolesna, to nic dziwnego, że wykształciłaś sposób, by ją omijać.
Jeśli kiedykolwiek poczujesz, że chcesz zrobić krok dalej i bardziej świadomie popracować nad tym, co za tym stoi – rozmowa z psychoterapeutą może być naprawdę wspierająca. Nie po to, by „naprawić” kogoś, tylko by zbudować bezpieczne miejsce, w którym nie trzeba niczego udawać, nawet jeśli się tego bardzo długo uczyło.
Wciąż szukasz odpowiedzi? Zadaj nowe pytanie
Wszystkie treści, w szczególności pytania i odpowiedzi, dotyczące tematyki medycznej mają charakter informacyjny i w żadnym wypadku nie mogą zastąpić diagnozy medycznej.