Z czym do psychoterapeuty?

Ekspert Beata Kosowicz • 20 lutego 2016 • Komentarze:

Większość wizyt umawianych przez portal www.znanylekarz.pl to wizyty, które mieszczą się w kategorii „muszę natychmiast iść do jakiegoś psychologa, bo zaraz oszaleję”. Najczęściej zaglądają tu osoby, których poziom napięcia jest tak duży, że w danej chwili nie mogą sobie poradzić z emocjami i poszukują kogoś kto najchętniej w nieco magiczny sposób zdejmie z nich ciężar i odpowie na pytanie: „to, co ja mam zrobić?”, „co pani radzi?”. I tupią niczym małe dziecko – „ja już chcę, już chcę zabawkę”.

W takich sytuacjach, przy bardzo silnych emocjach pacjenta, czasem dokonuje się w trakcie sesji interwencji terapeutycznej, po to, żeby pacjent wyszedł choć trochę zaopatrzony. Pacjent czuje się lepiej i uznaje, że sam sobie będzie dalej radził. Słusznie, bo psychoterapia nie służy temu, żeby człowiek był uzależniony od terapeuty albo wkroczył w jeszcze większy obszar bezradności. Ale nie słyszy co psychoterapeuta mówi, co w pierwszym oglądzie jest do pracy. Że psychoterapia zaczyna się zwykle od kilku sesji będących konsultacją, a właściwa terapia zaczyna się po.

Najczęstsze sygnały

Ataki paniki, niechęć do życia, przemożna chęć zakopania się pod kołdrą i nie wstawania, bycie sobą tylko w weekendy, a bycie zombie od poniedziałku do piątku, rozdarcie czy kocham, czy nie kocham partnera, to wszystko tematy, które w większości przypadków są podźwiękiem skryptu, którego nauczyliśmy się bardzo wcześnie. Najczęściej w okresie prewerbalnym, kiedy nie mamy dostępu do korzystania z dorosłego logicznego myślenia. Dlatego pacjent mówi: „ja wiem, ja na głowę wszystko wiem, tylko dalej się trzęsę”. Żeby zobaczyć co się stało na tak wczesnym poziomie, nie da się tego zrobić przy jednej wizycie. Pacjent zwykle jest tak odcięty od swoich emocji, że muszą one dobijać się o rozpoznanie, przyjęcie, zmianę poprzez tak dramatyczne doświadczenia, jak rozstanie, depresja, częste „wypadki”, utrata pracy czy bezsenność.

Najczęstszą przyczyną ucieczki od zobaczenia samego siebie jest nieuświadomiony lęk przed tym, że można będzie zobaczyć coś co należy do nas, a poprzez filtr nałożony w dzieciństwie wydaje się to tak przerażające, że nie przeżyjemy tego. To jak zasypiające w pokoju małe dziecko widzi potwora, a po zapaleniu lampki okazuje się, że to cień zabawki.

Efekt „aha!”

Często to wcale nie wyobrażone potwory, a traumy były tak trudne, że zakopaliśmy je żywcem. Udajemy, że jak są schowane pod pewnością siebie, poczuciem humoru, wyższościowością, pracoholizmem, siłownią, alkoholem to ich nie ma. A żyją i domagają się zaopiekowania.  Zdarza się, że nosimy nie swoje przeżycia. Ale zanim do tego się dojdzie trzeba zająć się wpierw osobistym, a dopiero potem systemowym doświadczaniem. Pięknym momentem w terapii jest to, jak pacjent doświadcza efektu „aha!”, kiedy wszystko się układa w całość i widać jak byliśmy zasupłani, w różnych nie zawsze przez nas warunkowanych zależnościach.

Nie wszyscy są gotowi do pracy ze sobą. To trudna droga. Wymagająca determinacji i motywacji. Nie odpuszczania. Ci, którzy przeszli tę ścieżkę, najpóźniej widzą zmiany. Najpierw zauważa to otoczenie, rodzina, znajomi. Pacjent najpóźniej. Z perspektywy widzi on jak był pogrążony, jak mało miał świadomości samego siebie. Zwykle nie ma cudów obiecywanych przez poradniki pozytywnego myślenia. Ale efekty są trwałe, człowiek jest spójny, samodzielny, wie jak sobą się zaopiekować, jakie relacje mu służą, potrafi bez poczucia winy i krzywdzenia innych odmówić. Związki się poprawiają. Człowiek staje się po prostu szczęśliwy.

Może warto? Nie tylko jako emergency

The post Z czym do psychoterapeuty? appeared first on Blog dla pacjentów.

Ekspert

Komentarze: (0)

Ekspert

Beata Kosowicz

psycholog, psychoterapeuta

Umów wizytę